Na pytanie czy ludzie mają być bardziej wolni czy równi, odpowiadamy po trzykroć: wolni! Nie wyciągamy ręki do lewicy, jak wielu dzisiejszych nacjonalistów i konserwatystów. Dla nas ludzie są równi tylko wobec prawa, a potem zaczyna się „każdemu według zdolności”.
Nie przyjmujemy argumentu, że „rozpasana” wolność jest dziecinna i nieodpowiedzialna. Są umysły, które chciałyby obwarować korzystanie z niej. Pouczać nas na każdym kroku, prowadzić za rączkę jak przedszkolaków, albo na sznurku, niczym radzieckich turystów i tłumaczyć 40 latkowi dlaczego czegoś nie może. Przecież jesteśmy już pełnoletni i nie robimy nikomu krzywdy. Zapewne kolektywiści powiedzą nam, że chodzi o wspólne dobro. Ale kogo konkretnie? Związkowców, feministek, LGBTQ, czy fundamentalistów religijnych? My znamy tylko jednostki Polaków.
Zgodzimy się jedynie na dobro narodu i państwa. To fundamentalny warunek i wyjątek.Odrzucając anarchistyczno-libertariański egoizm, dostrzegamy zależność między silną wspólnotą narodową a wolnością jednostki. Nawiązując do myśli T. Hobbes’a, nie mamy złudzeń co do konfliktowej natury świata i konieczności scedowania naszego bezpieczeństwa na sprawną egzekutywę, mającą kontrakt oraz umocowanie od narodu, aby przewodzić wspólnocie. Zatem tam, gdzie jednostka nie zagraża wspólnocie narodowej, nie powinna być w żaden sposób tłumiona.
Niestety idee kolektywne, zwłaszcza lewicowe chcą wychowywać do wolności, albo na nowo zdefiniować najbardziej instynktowne pragnienia człowieka. Tak jak na niedawnej konwencji Kamali Harris i Demokratów w USA postulowano „wolność do lepszego życia”. Czym jest lepsze życie i dla kogo? Żeby ta „wolność do” mogła się urzeczywistnić, trzeba zabrać trochę wolności innym, aby się przesunęli i np. zrobili miejsce czarnoskórym queer’om w wojsku. Można też wprowadzić odpowiednie zakazy i nakazy aby ograniczyć swobodę, znienawidzonym przez lewicę, białym heteroseksualnym WASP (White Anglo Saxon Protestant) i tak wychować do wolności, że niewiele będzie można już swobodnie powiedzieć. Wówczas idea wolności do lepszego życia bez nienawiści na pewno będzie bliższa.
W Polsce również zapanowała jakaś dziwna wyrozumiałość w stosunku do lewicy i dziedzictwa komunistycznej Polski. Czy to konserwatywny PIS, czy różne grupy narodowców nawet Marksa i Engelsa potrafią rozgrzeszyć. Może powodem tego jest to, że założyciele myśli socjalistycznej i komunistycznej są ciągle bohaterami Chin i Rosji, z którymi część narodowców sympatyzuje? Chociaż wydaje się, że główną przyczyną jest marzenie o kolektywnym zamordyzmie. Tutaj lewica zawsze znajdzie wspólny język z prawicowymi autorytarystami. Lewica zabetonuje nierówności, a autorytaryści dostaną swojego upragnionego Putina i Sekretarza Generalnego Partii który „zrozumie” wolę narodu i wykona wyrok na „wrogach ojczyzny” (aż strach się bać o kryterium).
Przychodzą na myśl żarty ze starych kolektywnych, komunistycznych czasów o radiu Erewań, gdzie słuchacze zadają pytania, a rządowe radio radzieckie odpowiada. Jeden ze słuchaczy pyta się „Czy to prawda, że na Placu Czerwonym panuje zupełna wolność słowa?” Odpowiedź radia „Tak to prawda, potwierdzamy, ale pod warunkiem, że wznosi się okrzyki <Precz z Reaganem!>”.
Nie da się sensownie uwarunkować wolności czymś więcej, niż dobrem wspólnoty narodowej. Wszelkie dalsze ingerencje lewicy i współczesnych (lewicowych) liberałów de facto usuwają jedno z najważniejszych dążeń człowieka.
Minione stulecie ukazało w pełni klęskę kolektywnej lewicy i autorytaryzmu. Socjalizm i faszyzm nie naprawili świata, jak zamierzali. Przede wszystkim nie udało się na polu ekonomii i polityki. gdzie socjalistyczny Związek Radziecki skompromitował się terrorem, nieudolnością ekonomiczną, a następnie doznał spektakularnej klęski od liberalnych Stanów Zjednoczonych.
Szczególnym przypadkiem było połączenie idei lewicowej z tzw. wolą narodową. Oto stał kolektyw: naród/lud, a nad nim garstka rzekomych znawców jego problemów, zapewne działaczy jakiejś partii, którzy ustalali wolę narodu.
Dość wspomnieć, że w latach 20-tych XX wieku była to ekipa Mussoliniego, w latach 30-tych wierchuszka Hitlera, a na Wschodzie aparatczyki Stalina. Nadużycie władzy, tłamszenie wolności jednostki, a nawet jej elementarnej godności w imię kolektywu było oczywiste. Ta kolektywność tworzona była na strachu przed przemocą. Niepodobna założyć, by wszyscy entuzjastycznie budowali: ZSRR, III Rzeszę, czy Polskę Ludową.
Przymus i przemoc wąskiej grupki partyjnej decydowały o prawdzie, o woli narodowej, zlikwidowały bezpieczną autonomię dla: jednostek, rodzin, własności prywatnej, inicjatyw kulturalnych, społecznych. W takich warunkach rodziły się najgorsze przywary jak: zawiść wobec zdolniejszych, donosicielstwo, lenistwo umysłowe, i chyba najgorsze: tłamszenie wybitnych indywidualności narodowych. Dobrym przykładem są nazistowskie Niemcy, których władza uderzając w inaczej myślących oraz w mniejszość żydowską, zmusiła do ucieczki wybitne jednostki jak: Thomasa Manna, Roberta Oppenheimera, Alberta Einsteina.
Te czasy mogą powrócić, ale z wykorzystaniem nowej inwigilującej technologii. W połowie XX wieku brak wolności nie oznaczał jeszcze totalnej inwigilacji. Chociaż druga część ubiegłego wieku w krajach w pełni lewicowych zaznaczyła się przez dominację służb bezpieczeństwa w życiu społecznym. Okablowanie mieszkań przez STASI, szukanie wśród „wspaniałego” kolektywu informatorów przez SB, aby zawczasu rozpoznać wrogów ludu (czyli „wyśnionej” wspólnoty), stało się tradycją. A później „dołek” i zapomnij o sprawiedliwości obywatelu. Te „czerwone świnie” rodem z „Folwarku zwierzęcego” zastrzegały sobie „wolę narodu i ludu” (czyt. partii), niczym papieże wolę boską.
Zdajmy sobie sprawę, że sztuczna inteligencja będzie podwajać, potrajać swoje możliwości. Algorytmy, robotyka, automatyka będą miały (i z pewnością już mają!) taką moc, że metody starych komunistów wydadzą się być odległym średniowieczem. Oddawanie władzy w ręce kolektywu (czyt. partii) kosztem niezależnego sądownictwa i wolności jednostki jest nie tylko zniewoleniem, ale też oddaniem najbardziej intymnej prywatności, stawaniem się tylko liczbą, bajtem w państwowym molochu. Jeśli system władzy ma dysponować gigantyczną i galopującą technologią sztucznej inteligencji, zaś obywatele mają być pozbawieni do niej dostępu, ochrony, a nawet być nieświadomi zasięgu technologicznej mocy państwa, to różnica między autorytarną władzą, a obywatelami będzie jak między dorosłymi, a kilkuletnimi dziećmi. Nastanie czas beznadziejnej bezradności i bezsilności dla mas. Oto pułapka, w którą wchodzi wielu narodowców. Zadziwiającym jest to, że wybierają bardziej równość i autorytaryzm, niż wolność i autonomię dla jednostek. Wykazują większe zrozumienie dla Karola Marksa niż dla Johna Locke'a czy Woltera. Niektórzy zachwycają się modelem chińskim. My nie ulegamy tej tendencji i powtarzamy za Wolterem, Monteskiuszem, Renanem: o wolności jednostki. Niestety dla lewicujących wspólnotowców to tylko „zachodniactwo”, „kult indywidualizmu”, „błąd antropologiczny”.
Co byście nam chcieli zafundować koledzy narodowcy w tym modelu chińskim? Najpierw zrównacie nas wszystkich raz jeszcze. Zbudujecie jednakowe molochy do zamieszkania w stylu wojskowym lub kibuców, by nam indywidualne głupoty nie zrodziły się głowie. Ocenzurujecie internet, przyznajcie punkty za prospołeczne zachowanie, zawężcie, a kiedy trzeba skonfiskujecie własność prywatną, ograniczcie posiadanie samochodów, domów jednorodzinnych. Zamkniecie nas w 15 minutowych miastach, w szklanych domach i będziecie socjalizować na siłę, uzależnicie od państwa. My natomiast odrzucamy tę lewicowo-kolektywną wizję.
Budując państwo narodowe chcemy mieć na uwadze, że tworzą je wolne jednostki obywateli i działają woluntarystycznie. Możemy rzec za Ernestem Renanem, że łączą nas wolnych Polaków więzi oparte na wspólnym przeżywaniu historii, losów, symboli ojczyzny, nie zawsze wspólne geny. Czy Mickiewicz był rdzennym Polakiem? Czy Lelewel był rdzennym Polakiem? Tetmajer? Nawet Dąbrowski z hymnu narodowego był pół-Austriakiem, co do tzw. krwi.
Postulując państwo narodowe musimy mieć na uwadze to, co stanowi o treści wolności jednostek obywateli: polskie niezależne sądy i jakość prawa. Bez nich wolna twórcza jednostka – Polak budujący swoją ojczyznę - nie zaistnieje.
Jeśli wolność ma wzrosnąć w państwie, to (zachowując pewne standardy dla najbiedniejszych i najsłabszych) będziemy nierówni. Tylko w wolności mogą powstać geniusze i górować nad nami inteligencją, twórczością albo majątkiem; zająć przestrzenie nieosiągalne dla ludzi o słabym intelekcie, czy pozbawionych mądrości życiowej. Będzie i musi wystąpić napięcie między wolnością słowa, religii, przekonań a wspólnotą, tradycją, dominującą religią albo ideologią. Człowiek, który może powiedzieć niewygodne prawdy, będzie znienawidzony i sam oskarżony o mowę nienawiści. Jednak dopóki chroni go prawo, nie można go skrzywdzić.
Zrozumcie koledzy narodowcy, że to lewica pożarła liberalizm. W latach 60-tych pokonani czerwoni weszli na pole kultury i społeczeństwa Zachodu zatruwając ideę liberalną. Zaczęto iść w stronę sterylnej równości społecznej, roztopienia naturalnych różnic między ludźmi, czego dziś najlepszym wyrazem jest genderyzm, coraz większa bezpłciowość na Zachodzie. Jeśli liberalizm miał być rzekomym błędem antropologicznym, to lewica stała się wrogiem dla ludzkiej wyjątkowości i wyrazistości.
Dzisiaj bycie mainstreamowym liberałem to bycie de facto lewicowcem, a bycie klasycznym liberałem to bycie de facto konserwatystą, a nawet reakcjonistą. Liberalizm stał się płaszczem dla lewicy. Nie ma już autentycznej treści, jest okryciem dla nowej, kulturowej odsłony Marksa i jego następców.
Łukasz Gustaw Powierża
Znajdziesz nas tutaj!