28 grudnia 2024

Calvin Coolidge: Zasady, o które walczyliśmy podczas rewolucji amerykańskiej

Hendrik Booream V - wprowadzenie

 

Gdy Calvin Coolidge zbliżał się do ostatniego roku studiów w Amherst College jesienią 1894 roku, wciąż nie był pewien, jaką karierę chce wybrać. Część jego duszy chciała spędzić resztę życia spokojnie w swoim rodzinnym mieście Plymouth w stanie Vermont, prowadząc sklep wielobranżowy i pracując na rzecz poprawy życia społeczności; inna część zaczynała wyobrażać sobie ekscytujące emocje związane z karierą prawniczą w wielkim mieście, dorównując sprytem najwybitniejszym umysłom prawa. Kursy, na które uczęszczał w Amherst, nie oferowały żadnych wskazówek dotyczących zawodu. Wszystkie były raczej ogólnymi kursami humanistycznymi (Coolidge miał niewielkie zdolności w matematyce i naukach ścisłych): angielskim, filozoficznym, francuskim i włoskim. Jednym z jego ulubionych przedmiotów była historia, której uczył profesor Anson G. Morse.

 

Na początku ostatniego roku profesor Morse miał propozycję dla Coolidge’a. Synowie Rewolucji Amerykańskiej przyznawali nagrodę za najlepszy esej studenta amerykańskiej uczelni. Temat brzmiał: „Zasady, o które walczyliśmy podczas rewolucji amerykańskiej”. Coolidge uczył się u Morse'a przez rok. Stopniowo zyskał reputację wśród wykładowców i studentów jako niezwykle dobry pisarz i mówca, który potrafił jasno i przekonująco przedstawiać swój punkt widzenia. Morse namawiał go, aby spróbował osiągnąć najlepsze możliwe nagrody: srebrny medal za najlepszy esej studenta w Amherst, złoty medal za najlepszy esej ze wszystkich amerykańskich uczelni.

 

Coolidge wziął się do pracy i na czas napisał esej na dwa tysiące słów. Nie była wymagana żadna praca badawcza; po prostu wykorzystał swoje notatki z zajęć Morse'a i przekształcił je w zwięzłe oświadczenie. Podkreślił tematy, które Morse wykładał swoim studentom – na przykład popularną w latach 90. XIX wieku ideę, że ludzie pochodzenia anglosaskiego żywili szczególne przywiązanie do wolności politycznej, a rewolucja amerykańska była tylko jednym spośród serii powstań Anglosasów, którzy czuli się uciskani. Coolidge zaczął od „geniuszu wolności, który poprowadził wyścig plemion z pierwotnych lasów Niemiec”.

Rewolucja była czymś więcej niż zwykłym powstaniem uciskanego narodu – kontynuował. Była to głęboko konserwatywna walka wolnego narodu próbującego zachować wolność przeciwko „interwencjom parlamentu”. Jerzy III, z natury despota pragnący rządów absolutnych, narzucił koloniom politykę, „której nie mógł i nie odważył się narzucić Anglii”. Stawiając mu opór, amerykańscy patrioci walczyli zarówno o wolność Anglików, jak i o swoją własną.

 

Konserwatywny nawet w wieku dwudziestu dwóch lat Coolidge zdecydował się bagatelizować pogląd, że rewolucję można usprawiedliwić jako bunt podatkowy przeciwko opresyjnemu rządowi. „Faktem jest – pisał – że płacenie podatków jest obowiązkiem obywateli. [...] Prawdziwym celem nie było prawo państwa ani obowiązek obywateli; było nim rozwiązanie kwestii rządu, kwestii formy i metody”. Latem po ukończeniu studiów w domu w Plymouth Coolidge dowiedział się, że jego esej zdobył pierwszą nagrodę w konkursie w Amherst. Profesor Morse pogratulował mu zdobycia srebrnego medalu. John Coolidge, ojciec Calvina, patrzył bardziej krytycznie i spostrzegł, że za nagrodę w college'u „nie kupi się chleba i masła”.

 

Esej Coolidge’a trafił do ogólnokrajowego konkursu. W grudniu 1895 roku, sześć miesięcy później, Coolidge, który był teraz studentem prawa w Northampton w stanie Massachusetts, dowiedział się, że został nagrodzony złotym medalem za pierwsze miejsce. Pogratulował mu Henry Field, jego pracodawca, podobnie jak gazeta z Northampton. Coolidge nic nie powiedział na ten temat ojcu, pozwalając mu dowiedzieć się z gazety, jak wyjaśnił później: „Nie miałem powodu przypuszczać, że interesują cię zdobywane przeze mnie medale”.

 

Zasady, o które walczyliśmy podczas rewolucji amerykańskiej

 

Kiedy historia spogląda poza bezpośrednią przyczynę rewolucji amerykańskiej w poszukiwaniu chronionych zasad, bardzo szybko powraca do ducha angielskiej wolności. To ten sam geniusz wolności, który poprowadził wyścig plemion z pierwotnych lasów Niemiec do trzynastej poprawki konstytucji.

Tak zaszczytna odwieczność idei politycznych uczyniła naszą rasę bardzo konserwatywną w stosunku do samostanowienia. Ta idea jest prehistoryczna. To potomkowie tych samych wolnych ludzi, opisanych przez Tacyta, którzy nie tylko dyktowali politykę Edwarda Wyznawcy, ale także w XIII wieku wymusili na królu Janie bez Ziemi Wielką Kartę Swobód.

 

Również w ciągu następnych czterystu lat duch ten nie był uśpiony, lecz ujawniał się przy trzech znaczących okazjach – potwierdzeniu Wielkiej Karty przez Edwarda I, Petycji o Prawo do Karola I i Chwalebnej Rewolucji, która usunęła Jakuba II z tronu.

Chociaż cechą charakterystyczną Anglików jest wielka miłość do króla, o ile szanuje on wolności ludu, to jednak fakt, że wypędzili jednego króla, zbuntowali się przeciw dwóm i przeprowadzili egzekucję trzech, pokazuje wystarczająco wyraźnie, że zawsze istniała silna idea boskiego prawa ludu, a także boskiego prawa królów.

 

Nie brakuje zatem precedensów wśród Anglików, jeśli chodzi o skuteczny opór przeciw arbitralnemu despotyzmowi, ilekroć wkraczał on w ich wolności.

 

Kolejnym faktem, na który należy zwrócić uwagę, jest charakter kolonistów, zwłaszcza tych z Massachusetts. Byli to purytanie, którzy toczyli wojny o wolność w Anglii. Następnie, ponieważ nie byli zadowoleni z nowowprowadzonej liturgii, arcybiskup Laud skłonił ich do szukania wolności religijnej za morzem.

 

Ze wszystkich ras byli najbardziej wytrwali w przestrzeganiu swoich praw i najbardziej zazdrośni o wolności. Rewolucja amerykańska nie była zatem walką o wyjście z niewoli, koloniści już byli wolnymi ludźmi. Początkowo nie chodziło również o uzyskanie nowych swobód, ale o zachowanie starych.

Nie można jej też, jak się często uważa, nazwać tej wojny wojną między różnymi narodami. Obie strony były Anglikami, którzy chlubili się imieniem Anglii. Co więcej, William III i jego małżonka przyznali kolonistom pełny udział w prawach poddanych brytyjskich. Innym faktem wskazującym na to samo jest to, że najzręczniejsi zwolennicy sprawy kolonialnej byli członkami brytyjskiego parlamentu, podczas gdy najzagorzalsi zwolennicy króla byli kolonistami.

 

Prawdziwym celem oporu było uzyskanie bezpieczeństwa przed ingerencją parlamentu. To było główną sprawą, o którą walczyli rewolucjoniści, ale bynajmniej nie jedyną, jaką wygrali. Ostatecznie wojna toczyła się na tak odległych polach, jak historia narodów. Była to walka o utrzymanie tych wielkich instytucji, które kontrolują, regulują ucisk i przemoc.

 

Koloniści walczyli o zasadę reprezentatywnego rządu gwarantowanych praw i konstytucyjnych wolności. Bronili się przed zmilitaryzowanym despotyzmem Jerzego III i walczyli o zmianę fundamentu rządów z opartego na sile na oparty na równości.

 

Obrona powyższych reguł nie ogranicza się nie do niczego innego, jak tylko do narracji o wiodących wydarzeniach, których kulminacją była Deklaracja Niepodległości. Mówi się, że oddzielenie Ameryki od brytyjskiej macierzy było logicznym skutkiem wojny francusko-indyjskiej. Jakkolwiek by się to nie przedstawiało, jest całkiem pewne, że stan Anglii pod koniec tej wojny wymusił nową politykę kolonialną, o której nie pomyślanoby przed 1763 rokiem i która mogła zostać wdrożona dopiero po nim.

 

Zamiast bowiem dążyć do nowych podatków i do nowych ograniczeń w handlu, koloniści już odrywali się od starych przepisów poprzez systematyczne uchylanie się od aktów nawigacyjnych. Te ostatnie były jedynie ograniczeniami handlowymi i wcale nie przysłużały się dochodowi. Ponieważ jednak w stosunkach z rządem centralnym koloniści nie byli już tylko stacjami handlowymi, stawiali opór nawet tym aktom.

 

Zamiast jednak zauważyć te tendencje, Grenville uczynił wiodącą część swojego programu rządowego przyjęciem ustaw mających na celu zwiększenie dochodów w Ameryce. Zaproponował wprowadzenie w życie kolejnych praw handlowych, co oznaczało, że interesy garstki kupców w Anglii miały być przekładane nad dobro poddanych króla w Ameryce; proponował kwaterowanie tu żołnierzy, w teorii w celu obrony kolonii, co oznaczało siłę i despotyzm wojskowy; zaproponował podniesienie podatku na rzecz autorytetu parlamentu angielskiego, co oznaczało pozbawienie praw wyborczych trzech milionów brytyjskich poddanych i zniesienie wszystkich praw przewidzianych w Magna Carta.

 

Środkiem przyjętym przez Grenville w celu podniesienia tego podatku była owiana złą sławą ustawa stemplowa. Spotkało się to jednak z tak dużą dezaprobatą, że wkrótce została uchylona, ale jednocześnie parlament uchwalił ustawę o Dependencjach Korony, w której stwierdzono, że uchylenie nie obejmuje przedmiotu sporu. Następnie weszła w życie ustawa o przychodach Karola Townshenda, nakładająca cła na importowane towary. Kolonie ponownie zaprotestowały, a ministerstwo podjęło próbę użycia przymusu.

 

Rozwiązanie to było zbyt kosztowne, dlatego po raz kolejny zniesiono wszystkie podatki dochodowe z wyjątkiem podatku od herbaty, który pozostawiono w celu zachowania ustroju. W ciągu następnych czterech lat, od 1770 do 1774, w ramach oporu przeciwko temu importowi doszło do licznych aktów przemocy ze strony kolonii, w tym masakra i herbatka bostońska oraz spalenie statku Gaspee (Gaspee Affair).

 

Wielka Brytania ponownie sięgnęła po akty przymusu. Najpierw zamknęła port w Bostonie, niszcząc w ten sposób majątek tysięcy ludzi.

 

Po drugie, zgodnie z polityką zapoczątkowaną w Nowym Jorku w roku 1767, unieważniła niektóre części statutu Massachusetts, w związku z czym praktycznie próbowała unicestwić ochronę strzeżonych praw i wolności, które zawsze były tak drogie Anglikom. Wolny rząd został zniszczony także w inny sposób.

 

Sędziowie, sądy, szeryfowie stali się niemal marionetkami króla. Podporządkowano ich bezpośrednio jego pensji i woli, przyjemności. Zakazano zgromadzeń w miastach, w związku z czym stare, powszechnie znane formy samorządu zostały całkowicie zlikwidowane. Gubernator stał się władcą absolutnym jak typowy despota, a forma rządu narzucona w ten sposób Massachusetts była despotyzmem, jakiego Anglicy nie znieśliby nawet za panowania Henryka VIII.

 

Po trzecie, rząd brytyjski wysyłał prawie wszystkich amerykańskich podejrzanych na proces do Anglii.

 

Po czwarte, wśród mieszkańców kwaterowano żołnierzy, w związku z czym w koloniach utworzono rząd wojskowy.

 

Po piąte, parlament uchwalił tak zwaną ustawę o Quebecu, mającą na celu oddzielenie Francuzów od wszelkich więzi sympatii z koloniami.

 

Gubernator stał nad nimi jak namiestnik. Pod jego dowództwem znajdowała się armia. Jeśli żołnierz zamordował obywatela, wysyłano go do Anglii na proces. Jeśli obywatel stanie się przestępcą, on również może zostać wysłany za morze, aby w obu przypadkach rząd miał przewagę. Był to despotyzm wojskowy. Nie było zgromadzeń ludowych, sądów karnych, aktu habeas corpus [zakazującego aresztowania poddanego bez wyroku sądu – przyp. tłum.], wolności prasy. Nie chodziło już o podatki - teraz to była tylko mało istotna drobnostka.

 

Chociaż niesprawiedliwość opodatkowania bez reprezentacji [w rządzie] prowokowała donośne wezwanie do boju, w ostatecznym rozrachunku jest to zasada niebezpieczna. Łatwo to jednak pojąć i zwykli ludzie bez wątpienia toczyli wojnę głównie w tej kwestii. Faktem jest, że zarówno płacenie podatków jak również udział w wyborach jest obowiązkiem obywateli. Nie wynika z tego, że skoro państwo żąda spełnienia jednego obowiązku, to będzie wymagać również spełnienia innego.

 

Ale jest też druga strona medalu, gdzie wymagania państwa przeradzają się w tyranię. Tylko na tej podstawie można uzasadnić opór wobec podatków. Dopóki kolonie były częścią Wielkiej Brytanii i tak było na mocy ich własnych statutów oraz działań Williama III, państwo to miało prawo żądać nie tylko ich majątku, ale także służby wojskowej, i, w ostateczności, ich życia. Nie może więc być tak, że rewolucja amerykańska miała na celu uniknięcie płacenia podatków przez kolonistów. Wielka walka, przez którą przeszli, musi sprawiać, że taki obowiązek wydaje się nieistotny. Prawdziwym celem nie było prawo państwa ani obowiązek obywateli; było nim rozwiązanie kwestii rządu, kwestii formy i metody.

 

To właśnie mamy na myśli powyżej, w stwierdzeniu, że walka nie toczyła się pomiędzy narodami ani o nowe zasady. Była to nie tyle rewolucja, nie tyle propagowanie nowych idei, ile utrzymanie starych form rządów przedstawicielskich, praw statutowych i wolności konstytucyjnych. Anglia walczyła o to w 1688 roku i wyobrażała sobie, że jej cele zostały osiągnięte i zabezpieczone. Ale było tak tylko na papierze.

 

Jerzy III był z natury despotą; w głębi swojego serca był drugim Stuartem. Miał prawie całkowicie pod kontrolą parlament i jego ustawodawstwo w sprawach angielskich, ale w odniesieniu do kolonii królewskich jego wola była zupełnie nadrzędna.

 

Narzucił Ameryce politykę rządu, której nie mógł i nie odważył się narzucić Anglii, chociaż jego usposobienie było wystarczająco silne. Czy potomkowie purytanów Cromwella mieli znów być poddanymi reżimowi Stuartów?

 

Oto właśnie chodzi, gdy słyszymy, że Ameryka stoczyła jednocześnie bitwę o wolność w koloniach i w Anglii. To właśnie miał na myśli wielki mąż stanu Anglii, gdy oświadczył na posiedzeniu parlamentu, że cieszy się z oporu kolonistów. Hrabia Chatham wiedział, że rząd Jerzego III, w którego uszach dźwięczało napomnienie jego matki, „aby pozostać królem”, podważał konstytucję Wielkiej Brytanii i przywracał państwu formę monarchii, która istniała w czasach Stuartów i Tudorów.

 

Jeśli jednak przewodnim celem było zabezpieczenie angielskiego rządu konstytucyjnego przed wtargnięciem króla i parlamentu, istnieje inny cel, równie dalekosiężny jak rozwój państwa w rządzie. Suwerenność jest zawsze końcowo powierzona ludowi.

 

Można potrzebować teokracji, aby wyprowadzić naród z barbarzyństwa; może to przerodzić się w despotyzm z podziałem władzy między królami i biskupami; ale walka z pewnością nadejdzie i ludzie zgromadzą się wokół króla, aby uczynić go monarchą, na wzór Ludwika XIV, który w rzeczywistości był obiektywnym zrealizowaniem się państwa. To także będzie tymczasowe; ludzie będą coraz bardziej zdawać sobie sprawę, że suwerenność jest po ich stronie i w końcu ją umocnią.

 

Anglia dowiodła to Stuartom, ale Jerzy III zignorował to i dopiero utrata kolonii przez rewolucję amerykańską przypomniała mu o tym.

Gdyby król potrafił dostosować się do istniejącego stanu rzeczy w Ameryce, tak jak to zrobił w przypadku Anglii, ukonstytuowałaby się ograniczona monarchia konstytucyjna, do której Wielka Brytania ostatecznie doszła w roku 1832. Było to jednak niemożliwe i dlatego kolonie zostały zmuszone utwierdzić poprzez wojnę to, co Izba Gmin Anglii częściowo uzyskała na mocy ustawodawstwa sześćdziesiąt lat później.

 

W Stanach Zjednoczonych jeszcze większe uznanie zyskał pogląd, że jakość, a nie ilość jest podstawą rządów ziemskich, i zgodnie z tym wszyscy ludzie zostali uznani za wolnych i równych.

 

Jednak istnieje jeszcze jeden czynnik, który musiał ostatecznie doprowadzić do separacji. Wielka ziemia amerykańska miała do odegrania rolę w historii świata, którą najlepiej mogła spełnić, stając się niezależnym narodem.

 

Wielkim dziełem Anglii było zakładanie kolonii; Ameryka nie mogła dopomóc w tym dziele. Ta strona Atlantyku była odpowiednim miejscem pod założenie wielkiej nacji i ukazanie koncepcji wolnego rządu.

 

A kiedy to się stało, Ameryka wyciągnęła swą dłoń za morza, aby pomóc uciskanym w Europie, aby zapewnić im miejsce schronienia, a gdy tylko będą mogli przyjąć swe obowiązki, uczynić ich obywatelami nie tylko naszych Stanów Zjednoczonych, ale i świata.

Znajdziesz nas tutaj!